Ani
Bremen
Lecz
do końca życia
Mógłbym
wyjechać stąd
Dokądkolwiek
Nawet
na Kubę
Nawet
do Bremen
Ale
w tym Gdańsku
W
tym jakże już
Moim
Gdańsku
Tu
co dzień wszystko
Nawet
W urzędzie
Zanim Cokolwiek
Załatwią
Człowiek
Nie może już
Nie może już
Spać
nad ranem
Głowi
się tylko
I
głowi
Jak
może podejść
Ten
sztab z urzędu
Żeby
nie było znów
Bo
czego jak czego
To
w Gdańsku dosyć
Nawet
gdy widzisz
Uśmiech
serdeczny
To
nade wszystko
Jest
w Gdańsku dosyć
Do
owijania
Wszystkich
spraw naszych
W
te coraz grubsze
Bele
bawełny
I
to nieważne
Jaki
jest urząd
Prokuratura
Sąd
czy Policja
Czy
Urząd Miejski
Sztab
Prezydenta
By
wyrolować
By
zrobić w trąbę
Codziennie
nowy
Scenariusz
Z
miejsca
I
gdybym nawet
Był
już na Kubie
Był
już w Madrycie
Albo
w Londynie
Byłbym
już inny
Eugeniusz
Lorek
Rozleniwiony
I
zniewieściały
Jest
werwy tyle
Bo
ja tu w Gdańsku
I
to już jakże
Moim
Kochanym Gdańsku
To
z kimś codziennie
Na
wojnę idę
Bo tutaj piszą wciąż
Na Berdyczów
Od lat moja ulica
To przecież
Targ Rybny
Lecz dla urzędu to
Obojętne
Piszą więc do mnie
I na Targ Drzewny
Bo tu nie adres
Obywatela
Ale tu przecież
Targ najważniejszy
Zarówno
miejski
I
wojewódzki
Zrobił
mnie
W
trąbę
Kilka
lat temu
Odebrał
obiekt
Podpisał
protokół
I
jak z rękawa
Wymyślił
nagle
Nie
ma dotacji
Bo
wnet zmieniły się
Procedury
Nieważny
obiekt
Już
po remoncie
Bo
najważniejsze są teraz
Punkty
A
tych co najmniej
Kilka
Brakuje
I
sytuacja
Ot
bagatelka
I
niezbyt miła
I
nieco trudna
Kilka
milionów
Poszło
na remont
Lecz
jestem kuty
Na
wszystkie cztery
Że
mimo wszystko
W
moim portfelu
Próżno
i darmo
Znikoma
Pustka
A
tych szlag trafia
Mimo
procedur
Krętych
procedur
To
i tak przecież
No
nie dobili
Eugeniusza
Lorka
Bowiem
co moje
Musi
być moje
Więc
do urzędu
Kolejna
droga
I
choćby nawet
Lat
całe dziesiątki
Żadnej
ugody
I
dalej wojna
Aż
im wyrzucę
Z
tych głów zakutych
Ten
ich proceder
Niezwykle
trudny
Że
będą wreszcie
Jasne
zasady
A
nie jak zawsze
Te
przysłowiowe
Kręte
rewiry
Ale
klarowne
Klarowne
zasady
I
równie klarowne
Wszystkie
procedury
Siedzi
na karku
I
choć już czasami
Zatrzęsie
się dłoń
Lecz
gdy przede mną
Kolejna
wojna
Uwierz
mi
Ja
wnet
Zdrowieję
Ja
wnet zdrowieję
Wprost
I
znów jest we mnie
Kimże
ja jestem
Eugeniusz
Lorek
Porządny
Gość
Mógłbym
wyjechać stąd
Dokądkolwiek
Nawet
na Kubę
Nawet
do Bremen
Ale w tym Gdańsku
W tym jakże już
Moim
Gdańsku
Niż
na pchlim targu
Że
czego w porę
W
łapy nie chwycisz
To
zaraz szach mach
A
wtedy szybciej
Znajdziesz
wiatr w polu
Niż
to co jeszcze
Jeszcze
przed chwilą
Tak
oczywiste było
I
tak bardzo jasne
Mimo
iż nawet
Były
przepisy
Także
logiczne
I
także
Jasne
Był
już na Kubie
Był
już
W Madrycie
W Madrycie
Albo
w Londynie
Byłbym
już inny
Eugeniusz
Lorek
Rozleniwiony
I
zniewieściały
To
tutaj co dzień
Jest
werwy tyle
Bo
ja tu
W Gdańsku
W Gdańsku
W
tym jakże
Moim
Kochanym Gdańsku
To
z kimś codziennie
Na
wojnę idę
Mam
więc być Sprawny
I
to bardziej Sprawny
Niż na ringu
Niż na ringu
4.06.2017
R
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz